Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie lękaj się pani, rzekł po chwilce — nie lękaj się ludzi, któżby nie przebaczył, kto by miał serce brać za złe tę szczerość i swobodę? Udawanie od istoty tak bardzo zawsze się różni, że na tobie pani, nikt się nie omyli, nikt nie będzie śmiał przypisywać oryginalności, swobody, trywjalnéj chęci odznaczenia się od drugich. Dość posłyszéć panią, aby wiedziéć, że wszystko co czynisz i mówisz z głębi jéj duszy pochodzi —
— A przytém, przerwała Natalja — ja nic nie chcę od świata i ludzi, nie staram się przypodobać, nie wojuję o serca, nie jestem zupełnie jak moje współrowiennice na wydaniu. Ja nie marzę o zamążpójściu i ledwie je przypuszczam dla siebie — Byłoby to prawie cudem —
— Dla czego? spytał Staś — chyba że mało jest godnych pani —
— O! nie, nie wielu ja jestem godna, a co najbardziéj, nie jestem stworzona na posłuszną żonę, na dobrą gospodynią, na prozaiczną Jéjmość — Wyobraź pan sobie, exaltowane dziecko jakiém ja jestem w życiu w którém niéma dla niego pokar-