Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

Następnych dni codziennie uczęszczali do domu Prezesowéj i do Natalj, coraz się zbliżał Stanisław, coraz poufaléj, serdeczniéj byli z sobą. W dwudziestu leciech tak się łatwo zawiązują przyjaźnie, tak się łatwo poznaje i poufali! Staś ze zdumieniem wchodząc w siebie postrzegł, że się prawie zakochał, zadrżał i pobladł na tę myśl — Cóż się stanie z Julją? spytał i odpowiedział sobie zaraz, dla uspokojenia sumienia.
— Ja ją kocham, ją kocham tylko, dla Natalij, jestem przyjacielem, bratem.
A jednak to niebyło przywiązanie braterskie, ani przyjaźń chłodna, sam Staś czuł w głębi, ale wstydził się wyznać sam przed sobą.
— Mógłżebym być tak płochy? O! nie, to chwilowe odurzenie, to przejdzie, to minie, to szał tylko, to urojenie. A potém, do czegoż to prowadzi? Ona nikogo niepokocha, nikogo kochać nie może, aby jéj się stać godnym, więcéj potrzeba niżeli ja mam —
I codzień wracając z wieczora od Prezesowéj, zadawał sobie straszne pytania które