Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

wmawiał, że to przejść musi, gdy Julją zobaczy.
A Natalja —? Ona bez myśli o przyszłości, z naiwnością i exaltacją dziécięcia, wyciągała ręce, szła przeciw miłości Stasia — Skutki, przyszłość, jutro, nigdy ją nie obchodziły, tém mniéj teraz, gdy ich wspomnienie, zatruwać mogło teraźniejszość — Ona nie rozumowała swojego uczucia, lecz poddawała mu się, napawając się niém jak w ciepły poranek wiosenny, napawa się wonią rozkwitłych kwiatów. Niekiedy przychodziło jéj na myśl — Tyś go pokochała, ty go kochasz!
— Tém lepiéj, odpowiadała sama sobie — nie jest że to droga rzecz miłość nawet nieszczęśliwa, nie jest że to perła na śmiecisku życia naszego? Nie możnaż pociérpiéć dla miłości, dla doznania tego uczucia, dla napojenia niém próżnego serca, On kocha inną!! Nie, on jéj nie kocha, ale sumienie obłąkane, wiąże go do niéj. Poczciwy, sądzi że niéma prawa rozerwać tych węzłów sam, które we dwoje związali. Ale on jéj nie kocha — ja wiém, ja to czuję. Ja go tak rozumiem, my się tak z nim godziemy! Mo-