Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

Na twarzy jego nawet rozpłomienionéj, w oczach błyszczących ogniem niezwyczajnym, w ustach drżących i otwiérających się na słowa bez związku często rozpaczy pełne, — malowała się jeszcze ta nieszczęsna walka. Odebrany świéżo, namiętny, pełen smutku i przeczucia złego list Hrabinéj, odświéżył zagasłe w sercu uczucie ku niéj. Ona pisała do niego — — — Bawisz dłużéj, niż wyjeżdżając zamierzyłeś, boję się pomyśléć, że cię nie okoliczność, nie zabawy, ale co innego, cóś, czego się wymówić lękam, wstrzymało — Serce moje od początku przeczuwało złe i teraz drży boleśnie. Przechodzę myślą, wszystkie znajome i nieznajome kobiéty, które tam widziéć będziesz i każdéj z nich pytam z osobna, proszę z osobna — Ty go nie kochasz? ty mi go nie odbierzesz? Ty masz wszystkich, ja jednego tylko — O! mój Stasiu, niech się to nie sprawdzi, co przeczuwam, powróć mi jak pojechałeś, nie przywieź mi ostygłego serca, obojętnéj twarzy — — — —
Staś odczytawszy ten list, wprawiony w rodzaj gorączki nim, pobiégł jednak na