Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

dziéć potrafi — Spodziéwam się, że mi pani uwierzysz gdy jéj powiém, że nigdy, nigdy nie zapomnę miłych z nią spędzonych chwil, że zostanę na zawsze, jéj przyjacielem najwierniejszym, że — mi bardzo boleśnie rozstać się znią nawet na krótko —
Słysząc taki początek, Natalja jakkolwiek odważna, straciła przytomność, łatwo się było domyśléć końca —
— Wiész pani — mówił Staś daléj — całą historją mego życia, niepochlebiałem sobie gdym ci ją opisywał — Wiész że na mojém sumieniu, wiecéj niż na sercu cięży wygasła, ale obowiązująca miłość — Wywołałem ją sam, wymodliłem, a teraz jéj pozbyć się bym pragnął — Tak — bo kocham inną — powiém nareście, coś musiała dawno spostrzedz sama — tą inną, ty jesteś —
Natalja spuściła głowę niżej jeszcze, serce jéj biło gwałtownie —
— A! panie Stanisławie, odpowiedziała — ty co masz tak płomienistą duszę, nie uwodź się pozorem przywiązania, które cię tylko chwilę zajmuje i jutro zagaśnie. Oto już raz popełniłeś błąd podobny; przekonałeś