Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

i usprawiedliwieniem niejako nazwania — Bałagułów; zajęciem urzędowém tych panów. — W istocie, cóż robili? oto hulali po miastach i miasteczkach, napadali JWielmożnych po drogach, wyrządzając im bolesne (ale przynajmniéj dające się czémś wytłumaczyć) figle, napadali kobiéty bezbronne, siłą na nich dopraszając się o to, czego sercem pozyskać nie mogli — pisali paskwile, śpiéwali piosenki swawolne, uganiali się na koniach, facjendowali końmi, oszukiwali na koniach. Niektórzy dla zwrócenia na siebie uwagi, ukazywali się nago na koniach w miasteczku i pędzili ulicami napełnionemi ludem, inni na przechadzkach w miejscach publicznych, z swawolnemi wyrazy, gorszącą mową umyślnie zbliżali się do uszów kobiét; inni jeszcze starych, bezbronnych, słabych i tchórzów, wyzywali aby się z nich urągać. Co to było, ja nie pojmuję? Była to jakaś tajemnicza reakcja przeciw postępowi wieku, jakiś konwulsyjny pociąg w tył, do wieków barbarzyństwa, w których siła stanowiła prawo, w których czyste jeszcze wyobrażenia o człowieku i życiu towarzyskiém nie rozwinęły się.