Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/008

Ta strona została uwierzytelniona.

— To prawda wuju, odpowiedział Staś — jednakże ja niémam do wyboru, takiego lub innego życia, charakter mój, skłonności, temperament, wyznaczyły mi drogę, z któréj zejść nigdy nie potrafię —
— Myślisz? rzekł uśmiéchając się August, że mnie nic nie kosztuje moja spokojność, że nie zazdroszczę wam czasem w sercu tego szczęścia, na które patrzę jak ostrożny łakomiec, co się boi jeść, aby potém nie dostał niestrawności! Myślisz, że jestem tak zimny, nie czuły, że mogę nic nie pożądać, niczém się nie poruszyć? U mnie pozorna nieczułość jest nie naturą, ale wyrozumowanym systematem. Wziąłem krédę i porachowałem na jedną stronę przyjemności, na drugą utrapienia waszego życia, — zdało mi się, że więcéj mógłem ciérpiéć, niż było warto; odsunąłem więc to szczęście, bo dla mnie za drogie. Ale jak trudno mi jest utrzymać się w postanowieniu i odpychać wszystko! O! ty tego nie wiész, nikt tego nie wié i wiedziéć nie będzie —
— Jam się tego domyślał — rzekł Staś,