Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

opryskliwi i niegrzeczni, jak u prawdziwie wielkich panów, każdy z nich stara się przewidziéć twoje żądanie, zadość uczynić twéj myśli, usłużyć ci, uprzyjemniéć pobyt w domu. —
Stary kamerdyner z łagodnym uśmiéchem i ukłonem powitał gości, wprowadzając ich wschodami szerokiemi na górę.
— Xięztwo są na mszy, rzekł, w kaplicy pałacowéj —
— Więc i my pójdziemy na mszą, rzekł August zawracając się. Bądź WPan łaskaw pokazać nam drogę.
Staruszek pośpieszył naprzód i otworzył drzwi na prawo do kaplicy, z któréj dochodziły śpiéwy pobożne i szmer modlitwy. Kaplica była obszerna i wysoka, widocznie od razu stawiając pałac, umieszczono ją w nim. Nie był to przybrany tylko pokoj, ale kaplica. Jeden tylko w niéj ołtarz, a w nim Bogarodzicy piękny obraz z dziécięciem Świętém na ręku, otoczony różami robionemi i srébrnemi votami — Bogate zasłony odsunięte były w téj chwili. Xiądz kapucyn odprawiał mszą