Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/013

Ta strona została uwierzytelniona.

u ołtarza, dwóch chłopczyków z dzieci officjalistów dworskich, usługiwali mu do niéj. — Cały dwór zgromadzony był w kaplicy, a na czele jego Xiężna przy pięknym klęczniku, Xiąże Pan w ławce, na xiążkach się modlili. Starzy i młodzi słudzy, drobne dzieci, kobiéty, wszystko klęczało i pobożnie szeptali pacierze —
Nasi goście mieli czas stanąwszy u drzwi przypatrzéć się obojgu Xięztwu. Nie młodzi już byli oboje i znać po twarzach, że nie zawsze szczęśliwi, ślady burzy zostały na nich, ale chrześciańska rezygnacja i pokój duszy i sumienia, je pokryły.
Xiężna ubrana w długą czarną suknię i szeroką czarną chustkę, twarz miała bladą bardzo; znać dawniéj musiała być niepospolicie piękną, bo dziś jeszcze oprawa oczów zagasłych, kształtny nos i małe zsiniałe i wpadłe usta o tém świadczą. Na czole siwe już włosy gładko przyczesane, wyraz fiziognomij łagodny, miły. Modli się i znać że cała w modlitwie szczéréj, powtarza ją głośno, niezwracając oka z xiążki. Niekiedy wymknie się jéj z piersi westchnienie, to za-