Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę mi powiedziéć szczérze, odezwała się, nie zrobicie panowie żadnego ambarassu, właśnie i my na śniadanie pójdziemy. Możeście jeszcze kawy nie pili, albo po teraźniejszemu herbaty? —
Xiąże pytał się Augusta o kontrakta kijowskie, weszli do dolnego salonu.
Nie był on umeblowany wytwornie, ale bogato, smakownie i przypominał dawne lata, Xięztwa młodości — Ściany okrywało dawne obicie w kwiaty złote w ramach białych ze złotem, takież były krzesła, kanapy, stoły. Niektóre z nich marmurowe płyty pokrywały. Posadzka w tym salonie, była z różnokolorowego drzewa, staroświecki pająk spuszczał się od sufitu. Niewiém czemu to się wydało i Augustowi i Stasiowi bardziéj pańskie, niż najwytworniejszy salon modny. Nad kominem białym marmurowym, wielkie oprawne było zwierciadło w wykręcanych ramach. Wielkie okna wychodziły na ogród, w którym widać było starożytne szpalery grabowe i długą świérkową ulicę. —
Z tego salonu na lewo otwarte drzwi ukazywały drugi salon, cały zawieszony por-