Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/043

Ta strona została uwierzytelniona.

— No! jakże tam wasze kontrakta, coście się tak długo bawili? A jedliście tam dobrze — Ostrygi, serdelki, ryby morskie! Ha! U Bellota czasem dobrze gotują. A i Marszałek gubernski ma niezłą kuchnią — Co?
Staś się tylko uśmiéchnął i Julja także.
— Że téż ty Hrabio, tylko o żołądku mówisz i myślisz zawsze?
— A cóż chcecie żebym robił? Hę? literatury nie lubię, gospodarstwo — c’est bourgeois, spekulacje, c’est canaille, karty, c’est ruineux —
— No! a jeść tylko — c’est malsain — dodała Hrabina.
Et pourtant vous voyez comme je me porte bien.
Hrabina westchnęła.
Ça! cóż dziś robiemy? spytał Hrabia, ja jestem na proszonym obiedzie u Marszałka, ale nie u naszego sąsiada! dodał. — A jutro wyborny strasburski pasztet u Prezesa, otwarcie uroczyste!
— Jabym chciała jechać jutro do domu, szepnęła Julja. Powietrze tutejsze mi nie