Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.

żałować tego co zrobił nie powinien. Zapomniałem cię uprzedzić, że nie jedziemy do domu.
— A dokądże? spytał Staś —
— Po nowe znajomości — rzekł August. Teraz niebezpieczném by było, być nadto blisko Julij, ona zapewne jutro powróci, my choć dzień jeden musiemy przebyć gdzieindziéj. Mamy do wyboru kilka domów na drodze, do których wstąpić możemy.
— Rób co chcesz — odpowiedział Staś i umilkł a dumał.
Konie zwróciły się w bok z pocztowego gościńca, a August mówił do siostrzeńca.
— Widzisz Stasiu, tę ogromną wieś, nad brzegiem rzeki, w prześliczném położeniu, rozsypaną po wzgórkach, zakrytą gajami, poprzecinaną sadami owocowemi, w któréj spostrzegasz dwa ogromne wiatraki, kościołek biały i Cerkiew z trzema kopułami — Ta piękna sadyba, jest jedną z najnieszczęśliwszych — to państwo niezgody, sporów, processów i kłótni, to majątek rozbiorowy.