Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/077

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrześ zrobił żeś przyjechał, spodziéwam się właśnie gości, Pułkownikowej, Alfreda. Oni także wyjechali z Dubna.
— Razem? spytał Staś.
— Więc niewiész o niczém? spytała Hrabina, Alfred rozkochany zapamiętale, a raczéj rozkochanego udaje — Pułkownikowa rozmyśliwszy się przyjęła jego miłość i —
— Zapewne ślub na Ś. Józef?
— Lepiéj, bo w ostatni Wtorek — I Hrabina westchnęła. Daj Boże jéj szczęście! Ale wątpię o niém jak o swojém! Znam Alfreda —
— Pułkownikowa namyśléć się musiała.
— W jéj wieku, w naszym wieku, poprawiła, się Pułkownikowa, chwyta się co wpadnie pod rękę! Tak się lękamy, aby nas potém nie opuścili wszyscy, aby nam nikt nie został! Długo ona czekała, rozmyślała, wybierała — Cóż chcesz? w oczach świata, to partja stósowna, dobra — człowiek młody; dobrze wychowany i urodzony, na oko, bogaty. Pułkownikowa zaś tylko bogata, bo nawet nie młoda.