Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/079

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tyś żartował! wymówiła po chwili —
— Jabym cię chciał uspokoić — rzekł Staś zmięszany — jam to powiedział bez myśli — ja
— O! jakżeś mnie nastraszył, padając na krzesło znowu wymówiła drżącym głosem Julja — Jam myślała, że mi już masz powiedziéć to straszne — Bądź zdrowa!
Służący wszedł oznajmując gości.
— Idź do salonu, szybko wymówiła Hrabina, ja będę zaraz — przyjdę —
W salonie jeszcze nikogo niebyło, Staś wziął xiążkę ze stolika i udawał że czyta; otwarły się drzwi i Pułkownikowa weszła z Alfredem. Ujrzawszy Stasia zarumieniła się mocno, Alfred szydersko go powitał.
— Jak się ma Hrabina? spytała Pułkownikowa.
— Lepiéj, rzekł Staś, sądzę że lepiéj.
Usiedli, długa chwila przykrego milczenia, weszła Julja, teraz przy większém świetle, Staś mógł dostrzédz lepiéj jeszcze zmiany jéj twarzy — Policzki wpadłe, oczy zbyt iskrzące się, rumieniec nienaturalny, jakaś go-