Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle pobladła, pochyliła się, spójrzała na Stasia, krzyknęła i upadła.
Pułkownikowa, Alfred, Staś, rzucili się ratować, zawołano o wodę, ocet, podniesiono omdlałą, która ciągle w ściśnioném ręku, trzymała list zmięty.
— Co to jest za list, co za nieszczęsny list? spytała Pułkownikowa.
Alfred poznał charakter, ale potrzebaż było patrzéć na list? spójrzawszy na nieszczęsnego Stanisława, bladego, pomięszanego, niewiedzącego co zrobić z sobą i wyraźnie dającego poznać udział jaki miał w tém, strapioną twarzą, oczyma łzawemi.
Nareście ocuciła się Julja, spójrzała do koła, zobaczyła Pułkownikowę, potém Alfreda, przypomniała sobie wszystko i tyle miała siły, że powstała prawie uśmiéchnięta.
— Co ci się stało Hrabino?
— To ten list — odpowiedziała — interess — I schowała prędko papiér za suknią.
Może zechcesz się położyć, my jedziemy odezwała się Pułkownikowa. Potrzeba ci spokojności — każesz posłać po Doktora —