Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

winnam była tyle razy zawiedziona, próbować raz jeszcze — Ja ci przebaczam.
I powiedziawszy te słowa, zsunęła się na kanapie, łzy się dobyły z oczu, zaczęła płakać. Staś zbliżył się do niéj, chciał cóś mówić, on ciérpiał okropnie, niewymównie; wolałby był umrzéć, aby nie widziéć jéj, aby nie słyszéć co mówiła, nie czuć co czuł. —
— Nie wymawiaj się, rzekła mu ze łzami, cóż mi powiész czegobym sobie niepowiedziała, czegobym się nie domyśliła. Tyś nic niewinien! jam winna! Tak być musiało. Bóg mnie ukarał za całe życie, jedną chwilą.
Znowu Staś chciał uciéc i rzucił się do drzwi —
— Jeszcze chwilę na Boga — zostań —! jeszcze chwilę! zawołała Julja — To ostatnia! nie zobaczysz już mnie więcéj, widziéć nie zechcesz — Daruj mi godzinę, na pamięć dawnéj miłości, jeśli to imie dać można twemu przywiązaniu — kochałeś kobiétę nie Julją, ona myślała że ją tylko, ona się