Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/085

Ta strona została uwierzytelniona.

nie myślę że się rozstaję na wieki — Nie widziéć cię nigdy! Ja tego pojąć niepotrafię — Zostaw biednéj kobiécie nadzieję, bez któréj życia nie wytrzyma, zrób ofiarę —
I to mówiąc odkryła twarz, zaczerwienione od łez oczy, usta drżące, rozpuszczone czarne włosy — i powtórzyła błagając —
— Stasiu nie opuszczaj biédnéj, bardzo biédnéj, Julij! Tyś wolny, ja niémam prawa do ciebie, ja cię proszę, ja cię błagam, ja się modlę do ciebie, zrób to dla mnie, nie porzucaj mnie zupełnie.
— Juljo! zawołałał Staś — to cię będzie dręczyć więcéj, to dla nas obojga. —
— Ty niewiész przerwała Hrabina, jak ja ciebie kochałam, jak kochanka i jak dziecko moje! Niewidziéć ciebie, niepotrafię, żyć z myślą że cię nie zobaczę — nieumiem. Będę się patrzéć na ciebie, będę się cieszyć twoją miłością i szczęściem, znajdę na to siły i odwagę, bo życzę ci szczęścia tylko! Niczém ci nie wspomnę przeszłości, nie uczynię ci wymówki, nie powiém sło-