Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkiém zapomniał. Tylko piérwsze wéjrzenie na kobiétę, dla któréj zniósł tyle i tak ciężką uczynił ofiarę, było dla niego wpół przykre, miał jéj prawie za złe, że go do tego zmusiła; ale wprędce żywa Natalij rozmowa, spójrzenie pełne wdzięczności i obietnic na przyszłość, wygnało smutne myśli z głowy. Natalja nie wiedziała ani jakiéj natury były związki Stasia z Julją; ani że tak wiele kosztowała biédną, utrata ostatniego kochanka. Ona wyobrażała sobie płochą miłość, płochéj kobiéty, którą dziś można pokochać, uzyskać wzajemność zalotnéj, a jutro porzucić; niewiedziała o słabości Julij, o niebezpieczném jéj stanie, nie miała wyobrażenia gwałtowności przywiązania tego i ofiary jaką uczynił dla niéj Stanisław, a dumna była, rada, szczęśliwa, że zwyciężyła, jak każda kobiéta, gdy u nóg swoich ujrzy złożoną ofiarę. — Staś bolał jeszcze nad Julją, ale nie mogąc oswoić się z myślą o jéj ciérpieniach, powoli wytłómaczył sobie że musiała przebyć piérwszą chwilę bolesną, że odzyskała swobodę że wyzdrowiała nawet. — August potwierdzał to,