Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

było wstydzić, z nią się ukrywać — przed światem trzeba ją było osłaniać, bo świat ją wyśmiéwał; tamta była prawie śmiészna i codzień, każdy, miał prawo uderzyć w nią bolesnym razem szyderstwa — ta stawiła śmiało czoło całemu światu, była czysta, niepokalana i wzbudzała tylko zazdrość u ludzi.
Jeśli miłość dwóch młodych, żywych serc, nawet gdy wyobraźnia skrzydeł jéj nie przypina, gdy exaltacja jéj nie ubiéra we wszystkie tęczy kolory; jest najpiękniéjszém zjawiskiem na ziemi, najwyższą rozkoszą — coż gdy umysł wykształcony, żywe uczucia, uplotą jeszcze wieniec na jéj skronie, gdy ta miłość stanie się poetyczną, uleci w krainy myśli, zawiśnie w sferach wyobraźni! — Miłość Natalij była cudną fantazją; najprozaiczniéjszy człowiek, byłby się jéj dał uwieść i wyexaltować, cóż dopiéro Staś, co lubił młodą myślą, bujać po niebiosach. Miłość to była czysta, bo ją zrodziło więcéj przeglądanie się w duszach, niż zapatrywanie w twarzy. — Kiedy o niéj mówili, to wyśpiéwywali nie wiedząc o tém, całe poe-