Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy kto go chwalił, przyjmował pochwałę, jak wypłatę długu, z tym uśmiéchem lekceważenia, co się mówić zdaje. —
— Nie takich pochwał godzien jestem! Świat mi winien był ołtarze! niedbam o to! Jednakże przywiązywał się do wielbicieli swoich, brał ich w swoją opiekę, zwierzał się im nowych myśli i zmuszał do słuchania wiérszy. Zresztą pan Żarnowski był najpoczciwszym w świecie człowiekiem, prawego charakteru, ślachetnych uczuć, przyjacielski, serdeczny — póki nie stąpił na literaturę; bo na ówczas żółcią zapływało mu serce i stawał się tylko, jenjuszem niepoznanym, a zatém wcale nie wesołą w towarzystwie postacią.
Towarzystwo literackie Prezesowéj składało się jeszcze z panny Olbrzymskiéj czułego poety w niebieskich okularach, tłómaczącéj nieustannie Byrona, Moora, Schillera i Bóg wié kogo, a tłumaczącéj niespracowanie, gorliwie i niezajmującéj się tylko przekładami.
Był to jéj wydział specjalny.