nich kilką miesiącami wprzódy, zajmują się domysłami kto wybranym zostanie, nieprzyjaźni starają się przeszkodzić wyborowi tych, do których mają urazę, zbiérają partje przeciwne, jeżdżą, hałasują, mówią i krzątają się. Dziwna rzecz, że w powszechném zajęciu nadchodzącemi wyborami, nikt prawie niepomyśli, o czém by wszyscy myśleć powinni, o dobru powszechném, o wyborze ludzi zdatnych. Zdaje się że to rzecz ostatnia, ten chce być wybranym dla pensyi urzędu, tamtego prowadzą krewni, inny potrzebuje tytułu, inny daje dobre obiady, ten ma związki i popularność. Do tego, taka jest obojętność na interes powszechny, na dobro publiczne, że nikt niechce poświęcić, ani chwili swego życia, dla dobra ogółu, ani momentu pracy, ani odrobiny majątku. Ten tylko przyjmuje urząd, komu zająć tak wypadnie, że go niepoczuje wcale, komu potrzebny na cóś dla siebie. Najmniéjszego poświęcenia, nikt z siebie nie zrobi.
A mnie to na co! wołają — Czy ja warjat kłopotać się, siedziéć w mieście,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.