Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

urzędów. Wprawdzie pan G... uczciwy człowiek, zna prawo, powiémy, ale ten za nic niechce służyć — Wprawdzie pan H... zacny bardzo obywatel i mógłby być Sędzią, ale mu nikt nie da gałki, bo ma nieprzyjaciół więcéj, niż przyjaznych w powiecie. Tak więc zostają tylko trzéj kandydaci, z których prócz tego jeden jest taki co nic nie robi aż póki mu żona niepozwoli. Jednego z tych wybiorą niezawodnie i w ręce jego dadzą sądy! Szczególniéjsza obojętność, opuszczenie się zdanie na los! wydziwić się temu dosyć niemożna. Tak samo dzieje się i z dalszemi. Innych znowu wybiérają dla tego że potrzebują służyć, dla rangi, drugich że proszą o to i kłaniają się, innych niewiedziéć dla czego, dla tego że są z brzegu, albo żeby niewybrać nieprzyjaciół —
Cóż to intryg przed wyborami! Ten, stara się o urząd dla siebie, ten dla krewnego, ta dla przyjaciela, kuzynka, męża; inni starają się aby kogo tam niewybrano. Wielki hałas na przeszłych urzędników, odgróżki na nich; panowie wybiérający krzątają się i grają rolę ważnych figur. Nie