Niekiedy w przytrudnych i komplikowanych razach, działa z przebiegłą zręcznością. Pochlebia, rozjątrza, a gdy potrzeba, targuję się. On plenipotent wszystkich mających interes aby być lub nie być wybranemi, on posłuje do zaciętych nieprzyjaciół aby ich skruszyć.
— Przyszedłem do WPana Dobrodzieja w interesie Pana M. — mego przyjaciela.
— My nic z sobą niémamy wspólnego.
— Za pozwoleniem, o chwilkę uwagi proszę.
— WPan Dobrodziéj podałeś się na kandydata na Marszałka powiatu.
— Tak jest — to jest — chcą przyjaciele moi, ale ja —
— My wiémy że WPan Dobrodziéj życzysz sobie tego. Tak jest. Pan M. — chciałby być wybranym Sędzią powiatu —
— Więc cóż?
— WPan Dobrodziéj nie sprzyjasz panu M. —
— Z tém się nic kryję —
— I zechcesz mu przeszkadzać?
— To pewna, że ani ja, ani nikt z moich niedamy mu affirmatywy —
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.