Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc WPan Dobrodziéj niebędziesz Marszałkiem.
— A to dla czego?
— Pan M. ma także partją, liczną familją i przyjaciół, niedopuści.
— Pan M — nic mi nie zrobi!
— Niezawodnie zrobi! Ostrzegam jako dobry przyjaciel — Czy nie lepiéj by tak, po obywatelsku to skończyć?
— Ja się nie mogę pogodzić z M —
— A! my o to nie mówiémy.
— Więc cóż?
— WPan Dobrodziéj nie przeszkadzaj jemu, a on, słowo honoru daje że nie przeszkodzi jego wyborowi. Zgoda?
I najczęściéj bywa zgoda.
W inném miéjscu upartego nieprzyjaciela pokonywa wyborowicz traktamentem i wyciąga na słowo, że się pogodzi. Czasem zręcznie w sam dzień odsunąć można nieprzyjaciela, czasem zniszczyć jego wpływy, dyskredytując go rozsianemi o nim wieściami.
Wyborowicz bawi się wyborami, zajmuje się niémi, jak wódz wyprawą; te