Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

Tajemnica! Ci panowie należą do tak zwanéj arystokracji, ślachta nigdy ich nie wybierze —
— Mnie się nie ukłonił! powiada jeden —
— Mnie udaje że niezna —
— A mnie teraz dopiéro kiedy potrzebuje to wita! ale nie stoję o twoje powitanie!
— E! to pan, wołają z boku, to jak zostanie urzędnikiem, ślachcic się do niego niedociśnie, każą stać u drzwi, będą jeszcze meldować! Licho wié co! Do swojego brata, to człek przyjechawszy do miasteczka bez ceremonii na obiadek, a do tych panów, to to w białych rękawiczkach potrzeba! —
— Na co nam taki Marszałek!
I często któś bardzo godzien urzędowania, dla tego że się lepiéj ubiéra, ma dobre konie, powóz, liberją i kamerdynera, odepchnięty zostaje. Powiadają — choruje na pana.
A ślachta nikogo tak nienawidzi jak tych chorych. Prędzej panu z panów daruje, przyjmie go do serca, przebaczy mu jego państwo, niżeli przepuści choremu, co się świéżo ze ślachty podniósł i pnie się