Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

do miasta, Niespokojny o Julją, ilekroć sam sobie był oddany, szukał zajęcia, roztargnienia, aby zapomniéć o niéj; śpieszył do Natalij, bo przy niéj, najlepiéj zapominał Hrabinéj. —
Prezesowa powitała go jak dawna znajoma, przyjaciółka, z troskliwém wypytywaniem się o zdrowie, o zajęcie, o przyjemności i nieprzyjemności jakich doznał, o nowe znajomości. Natalja zimniéj niż zwykle go przyjęła. Na twarzy malował się jakiś niepokój, nieukontentowanie, smutek. Postrzegł to Staś i jak tylko mógł wybrać chwilę w któréj samą została, pośpieszył ku niéj. —
— Zmiłuj się nademną i powiédz, co znaczy ta chmurka na twarzy?
— To nic, to przejdzie, odpowiedziała Natalja prawie zimno — Głowa mnie boli.
— Pani jesteś zmieniona, ja to widzę i nie sam ból głowy —
— Nie pytaj się pan o to —
— Ależ mogęż być obojętnym? mogęż