Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie odmienisz więc swego słowa? spytał — nie cofniesz?
Natalja była pomięszana —
— Niemogę — odezwała się po chwili. Niemogę —
— I więcéj cenisz słowa ludzi, niż życie moje?
— Życie! Ale pan nie umrzesz! przestraszona zawołała Natalja.
— Możesz Pani odepchnąć mnie od siebie, dodał Stanisław, ale nie odepchniesz myśli żeś była przyczyną jéj śmierci i zapewne mojéj także —! Chcesz dwie zgryzoty za jedną.
W téj chwili dostrzegli, że w skutek żywéj rozmowy, zwrócili na siebie oczy wszystkich gości. Prezesowa nadbiegła i szepnęła do ucha Natalij.
O nom de Dieu! vous vous compromettez? A głośno dodała
— Proszę cię — powiédz żeby dawano herbatę.
Natalja wyszła, a wychodząc rzuciła okiem na Stanisława, on stał na miéjscu