Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

Natalja płakała —
— Ciociu, zmiłuj się, ratuj mnie — ratuj nas. Na co ja mu to powiedziałam! On gotów — ja go znam — A! ja całe życie będę nieszczęśliwą — I znowu płakała gorzko.
Nie tracąc przytomności, prezesowa usiadła pisać do Augusta i tegoż jeszcze wieczora wysłała z listem do niego.
W niepokoju, czekała Natalja odpowiedzi, lękała się strasznéj jakiéj wieści i drżała na każde drzwi otwarcie, na każdy głos silniejszy —
Poźno w nocy służący powrócił.
Staś wyjechał był już do domu.
— On mnie porzucił! zawołała Natalja — pojechał do niéj! Do niéj! — Jam go straciła —
Napróżno Prezesowa starała się ją pocieszyć, wytłumaczyć ten odjazd inaczéj (co było niepodobna) ukazywać jéj na przyszłość jasniéjszą, Natalja nie dała się złudzić niczém — Ściskało się jéj serce, ciérpiała na duszy i powtarzała w myśli — On odjechał. —