Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przytomna?
— Przytomna, ale osłabiona coraz gorzéj — Co chwila zdaje się, że Bogu odda ducha —
— Jest tam kto?
— Nikogo — służąca. Przed chwilą chciała widziéć córkę — płakała gdy weszła, ucałowała i dała znak, aby się oddaliła — Teraz nic nie mówi, ale jeszcze łzy się w oczach pokazują — Posłano po JW. Hrabiego sztafetę —
Staś wszedł do zaciemnionego pokoju. Julja była w łóżku, biała jak pościél na któréj leżała, oczy nawet przyćmione, wczorajszego nie miały blasku. Przywitała go ręką i dała mu znak aby usiadł — Po chwilce odezwała się ale bardzo słabym głosem —
— Już czas — bądź zdrów!
Staś wziął jéj rękę białą, zimną i wychudzoną i całował, zakrywszy oczy — Ona patrzała, jakby chciała spamiętać jego rysy, wzrok nieruchomy, osłupiały, zwrócony był w niego ciągły, nieustanny, i oczy nabiérały patrząc blasku, życia.