Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

Długo August ten list chował, ale nareście prawie przypadkiem pokazał go Natalij. Przeczytała i odpowiedziała dumnie, zarumieniwszy się — Pan Stanisław ma słuszność, nie bylibyśmy z sobą szczęśliwi!




W rok potém, przed gankiem domu Augusta, stał powóz, którego tłumoki pokazywały, że z dalekiéj przywiózł podróży niespodziéwanych zapewne gości. —
W salonie żywo rozmawiał Stanisław, August i piękna, młoda, żywa, cudziemskich rysów twarzy kobiéta. Młoda, wysmukła, biała z niebieskiemi oczyma, blond włosami, które w puklach spadały z obu stron jéj twarzy; miała wyraz dobroci i łagodności w spójrzeniu, w uśmiéchu, w mowie, swobodna jak dobrze wychowana kobiéta, rozmawiała po francuzku z trochą akcentu, ale wielką wprawą. Staś siedział przy niéj i patrzał to na nią, to na Au-