Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

gusta, jakby badał co o niéj myśli, jakby się chwalił przed nim.
A August; jak zawsze zimny, ale wesół i grzeczny, przyjmował żonę Stasia, z niejakiém zaambarassowaniem, które czujemy — spotykając się z osobami nieznajomemi, nie wiedząc jeszcze, czy je kochać mamy, czy nie? Przysłuchiwał się bacznie każdemu jéj słowu, badał wyraz jéj twarzy, niespokojnie czekał końca, gdy zaczynała co mówić, jakby się lękał czegoś —
W kilka godzin jednak i dobry August rozweselił się swobodniejszym stał i serdeczniéjszym dla gości; myśl tylko jedna truła mu przyjemność widzenia Stanisława — Wiedział że w Mazowie zawsze jeszcze rachowano na niego i spodziéwano że swobodny powróci; wiedział że Natalja kocha go jeszcze —
— Wiész, rzekł do Stasia — po cichu — Natalja jeszcze myśli o tobie —
— Niewiedzą o mojém ożenieniu?
— Nieśmiałem im pokazywać twoich listów — Ile razy tam jestem, dopytują się o ciebie, dowiadują kiedy powrócisz?