któréj przedmiotem były podróże Stanisława. Natalja udawała wesołość i żywe niémi zajęcie; ale przez nie widać było niepokój i gniéw. Bacznie spoglądała na Matyldę, jakby wybadać chciała co do niéj przywiązało Stanisława. Pytała się w duszy siebie — Co w niéj jest, czegobym ja nie miała? co on w niéj pokochał? czy ona go zrozumié? I dodawała gniewna — O! pożałuje potém, pożałuje że mnie opuścił!
Nie mogła darować Stanisławowi, że tak łatwo, tak prędko, tak dumnie ją porzucił. —
Nazajutrz rano, przed świtem, odjechał Adolf z żoną smutną i użalającą się na ciężki ból głowy. Matylda jak wczoraj swobodna, wesoła, żegnała ją na ganku troskliwie podając jéj kolońską i lewandową wódkę i ciesząc że w podróży to przejdzie! A Natalja nierzuciła okiem nawet ani na nią, ani na Stanisława — i konie poniosły ich daleko, szybko i daleko.
Ale otóż i koniec mojéj powieści. Chcielibyście może wiedziéć cóś więcéj??
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/190
Ta strona została uwierzytelniona.