Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 012.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko patrzał Hożéj i myślał, że mu ją w końcu dadzą.
Złożyło się jednak inaczéj wcale niż rachował. Ukrywający się ciągle Wojsław, często do Lubonia zaglądał i narady z nim miewał. Chłop był urodziwy i na dworze pańskim wychowany. On i Hoża spoglądali na siebie mile; czy przemówili kiedy, czy się ułożyli, czy Hożéj naprzykrzyło się w domu ze starą Dobrogniewą, która ją kochając męczyła, z ojcem, którego lękała się przemocy, któż to zgadnie?.. jednego poranku wszakże Hożéj nie stało.
W domu zawrzało straszliwie, pogoń poszła na wsze strony, tyle się tylko dopytano, że Wojsław ją porwał i w lasy z nią uszedł. Jarmierz się zaklinał, że go ubije.
Straszniejszą jeszcze pustką stał się dwór w Krasnéjgórze. Dobrogniewa położyła się trzeciego dnia i zapowiedziała, że jéj życie obrzydło. Na pół z gniewu, w pół z dobrowolnego głodu, w gorączce jakiéjś, majacząc, otoczona babami, co ją napróżno ratować usiłowały, w kilka dni skonała stara...
Luboń pozostał sam, zdala spoglądając na tę jamę, w którą syna wrzucił i nie chcąc nawet zbliżyć się do niéj.
Na parobków i służbę wywierał złość coraz wzrastającą.
Jarmierz niemający już nic do zyskania, nic do