Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 014.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie wiedział daléj co z nim poczynać Jarmierz, lecz domyślał się, że na dworze pańskim znaleść może jakiś ratunek.
Nie widząc w tém żadnego niebezpieczeństwa, na losy się zresztą zdając, porzucił chorego uśpionego, a sam przez las popędził do grodu nad Cybinę.
Za stróża przy Właście został stary pies, który poszedł za Jarmierzem, zwano go Kudłą. Temu kazał siedzieć przy koniu i chorym, pan — i pies zrozumiawszy to pozostał. Położył się w nogach Włastowi.
Jarmierz nie zważając już na to, że pochwyconym być mógł, jechał na gród. Pierwszą co mu się tu nastręczyła, była Srokicha. Była ona téż w tém przekonaniu, że Włast z młodą żoną mieszkał na nowosiedlinach, załamała ręce i padła na ziemię, gdy jéj chłopak powiedział co się stało... i jak go w lesie zostawił. Widywała ona tego gołąbka swojego z Dobrosławem, doradziła do niego iść. Sama przodem poszła się dobijać.
Zrazu nie mógł zrozumieć nic, wierzył bowiem w to, że Luboń zmusił go do odstępstwa. Stara zwołała Jarmierza, odkryło się wszystko i Dobrosław pobiegł naprzód do knezia, a wprędce potém siadł na konia i popędził w las.
Zastali Własta uśpionego jeszcze, osłabłym tak, że mowę był utracił, psa u nóg jego i ciszę wśród lasu. Kląkł Dobrosław nad nim, obejmując