Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 018.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Przed starą więc piastunką nie utaił powodu dla którego Włast uległ takiemu prześladowaniu. Srokicha przeraziła się tém... nie straciła serca dla swojego gołąbka, ale myślała téż jak ojciec, że go należało do dawnych Bogów nawrócić... Pomiędzy ludem straszliwe chodziły wieści o téj wierze nowéj, pełnéj surowości, umartwień, poddającéj człowieka najstraszniejszéj niewoli...
Srokicha płakała rzewnie nad swym wychowankiem, ale krzątała się około niego skutecznie...
Napój, jadło, powietrze, spoczynek... może dzielniéj od jéj leków poskutkowały. Włast trzeciego dnia mógł już uklęknąć i modlić się, a pierwszym jego ruchem było dziękczynienie Bogu i rzewna modlitwa.
Jarmierz i stara mamka ujrzawszy go zatopionego w tym zachwycie łzawym, od którego oderwać go nie mogli, przerażeni zostali... Srokicha utrzymywała, że niemcy urok na chłopca rzucili i że go odczynić potrzeba. W duchu postanowiła, sama się nie czując tak bardzo biegłą w téj sztuce, postarać się o najmądrzejszą babę, aby czar i uroki odegnała...
Gdy Włast powoli do zdrowia przychodzić zaczął, i ciągle będąc z Jarmierzem wszystek swój czas obracał na nauczanie go i nawracanie, Luboń wróciwszy do domu z gniewem i bolem, zaniemógł i legł złożony chorobą. I tu natychmiast po baby posłano, aby mu radziły...