Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 046.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

starszy z duchownych poważnie — boć ludzka rzecz błądzić... a gdy się kto choć późno poprawi, zawsze lepiéj, niżby w grzechu pozostał... Świątobliwéj zaś pani Matyldy...
— Skłaniam i ja przed tą panią głowę — odparł Wigman — ale gdy sławią cnoty Henryka, czemubym i lekkości jego nie miał przypomnieć?
— Lekkości ludzkie lepiéj — rzekł duchowny — milczeniem przysłaniać, aby drugich do popełniania ich nie ośmielały.
— Dostojny ojcze — odezwał się Wigman — ani milczenie pomoże, ni gadanie zaszkodzi, ludzie ludźmi będą i krewkiemi... A nasz dzisiejszy cesarz jest li wolen także od wszelkiego zarzutu?..
Na to ze śmiechem rzucone pytanie zamilkli wszyscy, gospodarz spojrzał na cesarskiego powinowatego i mruknął.
— A cóż mu zarzucicie?
— Alboż wdowy po Longobardzkim Ludwiku, którą sobie Berengary przeznaczał, nie zachciało mu się na sam odgłos o jéj piękności?.. albo mu jéj skrycie i podstępnie nie odmówił?..
— Jakto odmówił?.. — przerwał Gozbert. — Berengary Adelaidę posadził do więzienia, głodem i musem męczył ją, chcąc sobie pozyskać. Litością zdjęty pan nasz... po drodze do Rzymu wstąpił, by ją oswobodzić... a gdy mu sprzyjała, czemu się z nią nie miał połączyć?..
— Jak ojciec tak syn — zawołał Wigman