Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 050.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przejrzycie... Słowianin jak szczenię ślepo się rodzi, ale pies prędko przeziera, a on nazawsze ślepym zostaje!..
Na te uwłaczające narodowi wyrazy, Włast zarumieniwszy się zrazu odpowiedzieć nie umiał cesarskiemu powinowatemu, który z własnego porównania śmiał się sam, bo mu jakoś nie wtórowali drudzy.
— Duchownym jestem — odezwał się Włast w końcu — nie przystoi mi nic innego, tylko obelgę znieść i przebaczyć... Miłościwy panie — dodał jakby natchniony — jako od duchownego przyjmijcie to życzenie, aby was Bóg nie pokarał i nie upokorzył, a oręża wam przed owymi ślepcami składać nie zmusił...
Słysząc tę odpowiedź dumny Wigman, z oczyma zaiskrzonemi i pięścią zaciśniętą zwrócił się do Własta.
— Milcz ty klecho jakiś — zawołał — a dziękuj swéj sukni i gościnie téj, że ci na wieki pyska wszetecznego za to życzenie zamknąć nie każę... Wigman ani przed cesarzem, bratem swym nie upokorzy się nigdy... cóż dopiero przed parszywymi jak wy poganami...
Mowa ta gwałtowna, nieprzystojna, a niezasłużona, znać się nikomu z przytomnych nie podobała, bo wszyscy umilkli, duchowni zaś na Własta spojrzeli, jakby chcąc się przekonać, co uczyni i jak się znajdzie.