Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 060.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z rękami w tył powiązanemi. Pomiędzy niemi szły i kobiety młode, prawie nagie, z włosami rozpuszczonemi, zapłakane, niosące dzieci na rękach lub tulące twarz i piersi ze wstydu...
Mało było starców — niewiele dzieci... Te których płacz im dokuczał, niemcy po drodze o drzewa im głowy roztrzaskując, poporzucali... okropny widok wystawiała ta gromada jeńców, a jednak serca chrześcian tych nie poruszały się litością, śmiano się i radowano dziko z téj niewoli pogan... których nie wyżéj od bydła ceniono...
Rycerze grafa Gozberta stojący na zamku, zbiegli się wszyscy przypatrzeć niewolnikom, szukając między niemi nad kimby się zwierzęco znęcać mogli. Oprócz ludzi prowadził ów Moryc dowódzca oddziału, stado owiec tłustych i kilkadziesiąt bydła sztuk... witanych okrzykami przez załogę...
Hałas i wrzawa w dziedzińcu i wesele było tak wielkie, że siedzący dotąd z Wigmanem u stołu Gozbert, któremu syn doniósł o powrocie Moryca, wyszedł się téż pocieszyć widokiem łowów szczęśliwych.
Były one w istocie pomyślniejsze jeszcze niż się na oko zdawało... W liczbie jeńców, których Moryc wiódł za sobą, był skrępowany dwakroć powrozami sławny wódz słowian Samo, który napadał od dawna niemieckie osady i nielitościwie