Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 070.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Pogorzelisko straszny widok przedstawiało... Kilku ludzi błąkało się około niego, a Jarmierza teraz dopiero ujrzał Włast leżącego na ziemi w opalonéj odzieży..
Pożar nie musiał być dawny, gdyż, choć wygasło wszystko, gdzieniegdzie dymiły węgle jeszcze. Za dworem, ze spalonych szop wypędzone stały trzody, a przy nich siedzieli ludzie spoglądając ku miejscu, przez które przeszło zniszczenie.
Włast skoczył z konia, a Jarmierz podniósł się z ziemi powoli, podchodząc ku niemu z załamanemi rękami. Zbliżył się téż i ks. Jordan...
— Mój Jarmierzu — zawołał Włast — jakże się to stało? Co było przyczyną? odezwał się Włast widząc niemego chłopaka, któremu rozpacz niedozwalała ust otworzyć.
Jarmierz obejrzał się ostrożnie.
— Nie wiem... nic nie wiem — rzekł trwożliwie — w nocy ogień się wziął ze czterech rogów zagrody — i nie było ratunku. Ocaliliśmy co się wynieść dało.
Włast nie śmiał spytać o kaplicę... Jarmierz wskazał mu tylko leżące na kupie sprzęty, zapasy, odzieże i broń, między któremi i najdroższy kielich ofiarny się znajdował.
W lasku na prędce sklecony szałas, dozwolił spocząć przynajmniéj, bo noc nadchodząca do grodu przybycie utrudniała. Resztka zapasów starczyła dla niewymagającego ks. Jordana i gospo-