Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 071.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

darza. Siedzieli milczący spoglądając na spalony dom rodzicielski, którego ruina Włastowi z oczów łzy wyciskała. Jarmierz upokorzony był i znękany tém, że pod jego opieką zostawione domostwo taki los spotkał. Pocichu zaczął opowiadać, że przed wieczorem dnia tego widziano kilku w okolicy kręcących się dziadów, Wargę i dwóch jego towarzyszów, że przed parobkami od kilku dni odgrażano się puścić z dymem dwór, w którym chrześcianie się schadzali i swoje składali ofiary. Nie ulegało najmniejszéj wątpliwości, iż mściwa ręka podłożyła ogień, a parobcy podmówieni ratować nie chcieli, wcześnie jakoś swoje mienie wyniosłszy.
Włast wprędce opłakał swą stratę, i złożył ją jako jednę więcéj ofiarę dla wiary, którą przyjął... Należało myśleć o odbudowaniu.
Jarmierz już nie czekając przybycia pana, wysłał z siekierami do lasu... Lecz, taż sama ręka nie mogłaż zrzucić żagwi, i zniszczyć nowego domostwa?
Na to nie zważając Włast budować rozkazał, postanowiwszy w duchu pierwszą izbę dokończoną poświęcić jako kaplicę Bogu — i uczynić ją domem modlitwy...
Smutny był nocleg ten pod szałasem, na modlitwie w części i na cichéj rozmowie z Jarmierzem spędzony. Od niego dowiedział się Włast, że gdy płomię buchnęło, i łuna od niego nad całą