Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 079.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

okiem spoglądała na brata i przyjęła go z należném poszanowaniem, ale milcząco.
Kneź usiadł zadumany i począł się jéj przypatrywać.
— Nie jużci téż, Górka... zamążpójście na myśl nie przychodzi? — zapytał nagle.
Siostra się zarumieniła mocno, bo po wiek wieków żadna niezamężna dziewica nigdy się przyznawać nie zwykła, by sobie stan zmienić życzyła. Zawsze się to uważa za nieprzyzwoite pożądać czepca. I Górka téż z dumą pańską odpowiedziała bratu, po chwili namysłu.
— Miłościwy panie, być może, iż wam się mnie pozbyć chce z domu, alem ja nie zatęskniła w nim nigdy...
— A przecie — odezwał się kneź — tak tu wiecznie nie możesz pozostać. Szkodaby krasy i młodości... Ale to moja rzecz męża wyszukać, wiano dać i sprawić wesele...
Górka się zarumieniła mocniéj jeszcze, kneź spojrzał z ukosa.
— Nie bój się — rzekł — znajdę ci takiego, co będzie godnym pięknéj jak ty kniehini... Ty wiesz, że ja Bolkową córkę biorę, abym jedną nogą w Czechach stał, czekając, póki dwoma nie będę mógł stąpić... Ona chrześcianka idzie za mnie... ty téż chrześcianką zostać musisz, a poniesiesz z sobą tę wiarę do Ugrów, którym rękę podamy, aby Czechów trzymać zawsze grozą i nie