Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 082.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

W izbie téj, któréj okno zewnątrz napół przysłonięte było, tak że zajrzéć do niéj nikt nie mógł, ks. Jordan urządzał kaplicę, z tą radością i przejęciem, jakiego może doznawać kapłan, pierwszy ołtarz stawiąc w kraju pozbawionym prawdziwéj wiary. Lice jego promieniało, trzęsły się ręce, gdy sam zaścielał ten stół ofiarny białemi ręczniki, ustawiał na nim świeczniki, ubierał go i przyozdabiał, gdy błogosławił modląc się i krzyż na nim wzniósł, przed którym on i Dobrosław odmówili przejętą modlitwę.
Pierwsza kaplica zamkowa nie wyglądała wspaniale, był to ołtarz jakby obozowy tego wojska, które tu za wiarę walczyć miało. Gromadka, co się u stóp jego zbierać mogła, szczupłą jeszcze była i izba ta aż nadto dla niéj starczyła.
Tu w obecności jednego Dobrosława pierwszą mszę odprawił przyszły pasterz owczarni rozpierzchłéj i zmuszonéj ukrywać się długo jeszcze.
Mieszko o swojém nawróceniu nie mówił nic; Dobrosław kilka razy rzucał pytania i nie otrzymał odpowiedzi.
Orszak, który z kneziem na czele wyruszył z zamku nad Cybinę[1], pociągnął ku granicy zwykłą drogą. Jesienna pogoda powolnemu pochodowi sprzyjała. Dni wyrachowane być musiały.
Wieczorem położono się w lesie u saméj rubieży na uroczysku, które się zwało Zawite. Rozbito namioty, postawiono szałasy, rozpalono ognie,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Cybiną.