Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 093.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ludzie z pocztów kneziowskich i do dworu należący, już przygotowani i oswojeni z wielą nawyknieniami chrześciańskiemi, godzili się z niemi, słuchali opowiadań i poufale przestawali. Wewnątrz grodu wesoło szło i ochoczo, lecz gromady, które stały zdala na wałach wpatrując się w igrzyska te, i kupa starców, wyglądających ze świętego gaju groźną i smutną miała postawę.
O. Prokop nawykły do swobodnego obracania się w Czechach, wiedząc, że i tu już wiara miała opiekę i obronę, wcale nie czuł potrzeby zachowywania pewnych ostrożności i ukrywania się z sobą. Zaraz téż drugiego dnia, z innym duchownym, wybrał się, zasłyszawszy coś widać o zakładaniu kościoła, aby miejsce nań przeznaczone obejrzeć. Jak wszędzie tak i tu duchowieństwo na poświęconych czci bałwanów uroczyskach, na posadach świątyń i słupów, stawiało kościoły i krzyże, i tu więc, gaj i świątynia zdała się przyszłéj pierwszéj katedry polańskiéj miejscem koniecznem. O. Prokop ze spokojem i odwagą, niepostrzeżony wyszedłszy ze dworca, przesunął się przez tłumy na podwórcach zebrane i posunął ku gajowi...
Przystęp do niego dla obcych był wzbronionym, jakby na straży stała tu kupka dziadów i wróżbitów, którą kapłan pominąwszy wszedł pod drzewa, kierując się wprost do kontyny.
Lecz zaledwie kilkanaście postąpił kroków,