Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 096.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z wesołą swą twarzą i pańskiém wejrzeniem weszła Dubrawka. Na widok jéj pogodniejsze téż oblicze przybrał Mieszko, a oczyma swoim towarzyszom wskazał, aby ich samych zostawili.
— Mieszku, ozwała się widząc ich ustępujących Dubrawka — weseliliśmy się ochoczo trzy dni całe, czas przystępować do dzieła!
Mieszko popatrzył trochę zdumiony...
— Duchowni czekają... nie ma co zwlekać i nawracanie o chrzest rozpoczynać należy.
— Piękna kniehini moja — rzekł Mieszko — ieśli[1] niewiasty twojego dworu zechcecie nawracać — czyńcie, proszę, ale co do mojego narodu — zostawcie mnie staranie. Jedyny to sposób byłby, żeby nic nie uczynić lub głową nałożyć — gdybyśmy się porwali nagle i nie przygotowawszy...
To mówiąc wstał, pocałował żonę śmiejąc się i rzekł do niéj...
— To moja sprawa...
Stała jeszcze zdumiona i trochę zmięszana Dubrawka, gdy kneź dodał.
— Jeden z tych, których wyście z sobą przywieźli, wczoraj o mało życiem nie przypłacił nieopatrzności... bo go ledwie z rąk zajadłych ludzi wyrwano. Twoi Czesi nie zdali się do nawracania bo nas nie znają. Miłościwa pani, damy im podarki bogate, ale ich ztąd odprawim do domu...
Dubrawka, która najwięcéj liczyła na swój dwór, zasmuciła się bardzo, lecz Mieszkowi się

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – jeśli.