Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 098.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

łatwém wydawało... było dziełem nie jednego słowa...
Musiała spuścić głowę i zamilknąć. Mieszko ujął ją pod rękę.
— Tymczasem chodźmy a weselmy się, a wy, kniehini moja, zabawiajcie się ze swojemi, których pożegnać musicie.
Czechów odprawić trzeba i dlatego, aby naród nie rzekł, żem ja ich dla wprowadzenia nowéj wiary potrzebował...
Wyszli milczący i skierowali się ku dworowi, w którym pomięszane głosy gędźby, śpiewy, wrzawę i śmiechy słychać było...
Grali czesi na rogach i piszczałkach, kilku gęślarzy u drzwi śpiewało, za stołami piła starszyzna i pokrzykiwała... inni nucili pieśni razem aż się rozlegało. Wszystko to umilkło, gdy kneź się ukazał z żoną, ale natychmiast skinął, aby byli myśli... wesołéj...
I znowu huczało a brzmiało do koła...
Tego wieczora Włast, wyprosił się u knezia, aby mu było wolno do Krasnéjgóry zbiedz na godzinę. Skinął mu głową przyzwalająco, i O. Matja, któremu wrzawa weselna przykrą była, natychmiast dosiadł konia, biegnąc na swoje zgorzelisko...
Mrok już padał, gdy się znowu znalazł na skraju lasu, i jak za pierwszym razem, zastawszy tu