Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 104.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i zbierali się w małéj kapliczce. Częstokroć przebywali tu po dwa i trzy dni, przyjmowani przez Własta spędzając większą część godzin na nabożeństwie.
Śpiewy dawały się słyszeć coraz śmieléj, i choć się na pozór jeszcze ukrywano, z każdym dniem odwaga rosła w wyznawcach Chrystusowych. Dodawało jéj to co się działo na zamku kneziowskim, a nikomu to tajném nie było.
Jarmierz, z obawy napaści jakiéj pilno około dworu stróżował, nie wpuszczano do zagrody tylko znajomych ludzi. Zdawało się téż, iż wróżbici i gorliwsi obrońcy bałwochwalstwa, choć się uparcie przy niém trzymali, cofali się w głąb lasów i ukrywać starali. Można było sądzić, że stracili odwagę do dalszych wystąpień.
Około dworu, choć się czasem niepostrzeżeni snuli różni ludzie, na tych nie zwracano uwagi, gdy się zdala trzymali — parobcy i czeladź mająca stosunki podejrzane, zręcznie się ukrywała z niemi.
Jarmierz był już ochrzczony, gorliwie uczył się swych obowiązków chrześcianina; Hoża téż nieopierając się woli brata, słuchała go i zdawała nauki brać do serca.
Na zamku, choć Mieszko na pozór nie czynił nic, robiło się bardzo wiele. Ks. Jordan był duszą wszystkiego, choć niemiec pochodzeniem, był prawdziwym chrześcianinem i przywiązał się da-