Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 109.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

a nieustannie mając do czynienia z niemcami, Mieszko od dzieciństwa, języka ich dobrze się wyuczył. Mógł więc przekraść się niepostrzeżony, ale trwogą myśl téj wyprawy, napełniała serce Dubrawki — bo z twarzy mógł go łatwo poznać niejeden nieprzyjaciel, co go widział z blizka na polu bitwy, lub przy zjazdach i umowach na granicy.
W istocie — Mieszko, nikomu się nie zwierzywszy z tego, dążył ku granicy niemieckiéj do Sasów.
Na pół drogi, zjechał się z nim Chotek nawrócony dawniéj wódz Lutyków, z którym stosunki były częste, choć tajemne. Mieszko połączył się z nim, przybrał imię Wrotka knezia, krewniaka jego, i w podwojonym orszaku wkroczyli na niemieckie ziemie.
Nie lękał się od nikogo zdrady, gdyż najmniejszéj po sobie nie okazując obawy — jechał jako sprzymierzeniec cesarski — przerzynając się ku Quedlinburgowi, gdzie zwykłym swym obyczajem, cesarz Otto, święta miał przepędzać.
Znając dotąd tylko z posłuchów kraje niemieckie, Mieszko po raz pierwszy mógł się im przypatrzeć z bliska, a przekonać o wielkiéj różnicy między niemi a ziemiami słowiańskiemi.
Przejeżdżali miasta, osady, mijali zamki, świadczące o urządzeniu kraju zupełnie różném, i na pozór silném — tak, że wojna nigdy go całkiem