Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 120.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Sascy książęta w swém gnieździe nad Łabą byliż dawniéj potężniejsi od niego?..
Ażeby dorosnąć do téj potęgi, potrzeba było tylko tych dwu tronów siłę uśpić, sprzymierzyć się z nią, pokłonić jéj, cierpieć, milczeć, uniżyć się, by podnieść — może dopiero w spadku pokoleniom zostawić owoc tego upokorzenia i ofiary.
Gdy w chórze brzmiały żałobne pieśni kościelne, Mieszko stał myśląc o sobie, o przyszłości rodu i narodu swojego, okiem trwożliwém badał tę twarz cesarską, niepojętą dlań, bo widział na niéj teraz pokorę tylko i smutek.
Tak pokornym musiał on być, aby pozyskać siłę...
Ściśnięci wśród mnóztwa napełniającego świątynię stali aż do końca długich modłów i śpiewów. Umilkły wreszcie i cesarz przyklęknąwszy, ruszył ze swojego tronu, przeprowadzany przez biskupa i duchowieństwo. Niesiono przed nim światło i kadzono mu jak bóztwu. Szeregiem przed nim postępowali dostojnicy dzierżący miecze, tarcze, laski, rozgarniający tłum, strzegący, aby się suknia pańska nie otarła o ciżbę poślednią. W tym orszaku szedł Billung saski i Otto król syn cesarski i Luitgarda i książęta bawarscy i mnodzy inni. We drzwiach świątyni znikało powoli widzenie, kościół ciemniał, mrok i cisza zalegała go, lampy płonęły tylko u grobu Chrystusa...
Bolko i Mieszko stali długo przypatrując się