Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 125.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

innemi. Poskoczyła więc pospiesznie służba cesarska, aby uśmierzyć wrzawę, gdyż Ottona brwi groźnie się marszczyć zaczynały.
W drugiéj komnacie, do któréj drzwi były odsłonione, siedział cesarz u srebrnego stołu z córkami i synem.
Dano mu znać, iż gwałtownie i natarczywie dobijał się przypuszczenia Wigman graf Lunenburgski. Był to ten krewniak cesarski, którego Włast spotkał na zamku grafa Gozberta, niespokojny duch, któremu się zdało może, że jak Ludolf i Thankmar potrafi zmusić Ottona do dania mu jakiéj Marchii nad granicą lub księstwa wewnątrz niemiec. Znano go wszakże zbyt dobrze, aby mu zaufać miano. Wigman miewał sobie poruczone zlecenia i dowództwa, a nigdy z żadnéj sprawy nie wyszedł inaczéj, jak z waśnią i bójką. Dosyć było imienia Wigmana, by cesarzowi popsuć biesiadę i myśl wesołą, wysłał natychmiast przeciw niemu podkomorzego, czekać mu w podwórzu rozkazując.
Wigmanowi, który się mianował jakimś siostrzeńcem Ottonowym, w podwórzu między gawiedzią, wystawionemu na pośmiewisko, stać się nie chciało. Odparł więc hardo, że czekać będzie, ale nie z pachołkami, tylko w cesarskich komnatach i wszedł gwałtem prawie do pierwszéj z nich, gdzie właśnie między innemi książęty i grafami Bolko z Mieszkiem siedzieli. A że niejeden już