Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 130.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

niem. Otto wszakże ścierpiał tę dumę krewniaka, a gdy ten stał ciągle nieruchomy, dodał.
— Jedźcie gdzie wam nakazano być, pod rozkazy Gerona, czyńcie co on poleci... a po upływie roku, gdy nic wam do zarzucenia nie będzie, zobaczymy, co wam sprawić będziemy mogli.
— Pod rozkazy Gerona? ja? pod jego zwierzchnictwo?.. — krzyknął Wigman — jabym to ścierpiał, aby mi jeden taki prosty człek przewodził? aby mnie upokarzał i wysługiwał się?..
Cesarz nie chciał już odpowiadać, Wigman zaczekawszy i widząc, że zmiany wyprosić nie potrafi, ruszył się nareszcie.
— Niech więc się stanie co przeznaczono — rzekł. — Nie z ręki waszéj, miłościwy panie, ale z ręki Boga przyjmuję na co mnie skazujecie... będę wiedział, co mam czynić. A jakiekolwiek następstwa z tego wynikną, niech spadną na tego, co je wywołał... Wigman jest nędznym, ubogim wojakiem, niemającym przyjaciela ani sprzymierzeńca... — dodał — ale Bóg wielki... znajdą się może co go poratują i siłę mu dadzą...
Ta odgróżka rozgniewała Ottona, który się zwrócił do swojego dworu.
— Dziękuj Bogu, zuchwały człecze — zawołał — iż dnia Zmartwychwstania Pańskiego, dnia tryumfu i wesela nie chcę surowością pokalać... Oddal się natychmiast!
Na drzwi powtórnie ukazał Otto.